W roztoczańskim dziedzictwie Jana Sobieskiego jednym z najważniejszych wydarzeń jest słynna wyprawa na czambuły tatarskie w październiku 1672 roku. Kampania ta, po zmaganiach w latach 50. XVII wieku, należała do ostatnich działań zbrojnych na terenie Roztocza, w których Jan Sobieski brał osobiście udział, a w tym przypadku także dowodził jako hetman wieki koronny, pełniąc jednocześnie zaszczytną funkcję marszałka wielkiego koronnego.
Wyprawa na Tatarów związana była z wojną polsko-turecką, która wybuchała w sierpniu 1672 roku, a była elementem trwających już od 24 lat zmagań o południowo-wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Potężna armia sułtana Mehmeda IV zwanego Awdży, tzn. Myśliwy, weszła w granice Polski. Wojska tureckie wspomagane były przez Tatarów chana krymskiego Selim Gereja i sprzymierzone oddziały kozackie hetmana zaporoskiego Piotra Doroszenki. Rzeczypospolita osłabiona konfliktem wewnętrznym nie mogła przeciwstawić się przewadze wroga. Po dziesięciodniowej obronie padł główny punkt polskiego oporu - twierdza w Kamieńcu Podolskim. W dniu ogłoszenia kapitulacji, 26 sierpnia, zginął jej obrońca stolnik przemyski Jerzy Wołodyjowski, bohater Trylogii Henryka Sienkiewicza.
Miesiąc później, 20 września, armia turecka pod wodzą Kapłana baszy podeszła pod Lwów. Miasto słabo przygotowane do obrony po kilkudniowych walkach wykupiło się Turkom okupem. Na początku października rozpoczęły się polsko-tureckie rozmowy pokojowe. Jednocześnie sułtan wyraził zgodę na dokonanie grabieżczego wypadu przez stojących pod Lwowem Tatarów. Siły Ordyńców, podzielone na trzy główne zgrupowania, liczące łącznie około 20 tysięcy jeźdźców wzmocnionych posiłkami tureckimi i kozackimi, 2 października ruszyły w głąb Rzeczypospolitej.
Na północny-zachód od Lwowa skierował się czambuł dowodzony przez sołtana Azameta Gereja, jednego z synów chana krymskiego. W ciągu niespełna tygodnia Tatarzy poruszając się na osi Jaworów-Lubaczów-Tarnogród-Biłgoraj bezkarnie pustoszyli tereny na prawym brzegu dolnego Sanu, Roztocze i południową Lubelszczyznę. Szlak pochodu ordyńców znaczyły płonące miasteczka i wsie, które wcześniej plądrowali, zabijając i porywając do niewoli mieszkańców.
Duże spustoszenia odnotowano także w okolicach Lubaczowa i Niemirowa. Całkowicie lub częściowo zniszczonych zostało wiele wsi, ucierpiały niemal wszystkie miasteczka. Znaczne straty odnotowano w Łukawcu, gdzie Tatarzy zabili 2 kmieci i 108 zabrali w jasyr. Do niewoli dostało się również 36 mieszkańców dwóch sąsiednich wsi: Szczutkowa i Bihal. W jasyr mieli dostać się również mieszkańcy Dachnowa. Niekiedy wiemy o konkretnych osobach uprowadzonych w niewolę. Najsłynniejszą z nich jest Maria Dubniewiczowa, żona wójta z Radruża, która po 27 latach szczęśliwie powróciła z niewoli do rodzinnej wsi; jej dramatyczne losy ujęto w relacji zatytułowanej: „Krótka historya o Kobicie z więzienia Tatarów przybyłej”. W ręce ordyńców dostał się również nieznany z imienia ksiądz ruski z Podemszczyzny i niejaki Iwan Matuszczak z Brusna Starego.
W trakcie tatarskiego napadu, a zapewne i oporu stawianego przez mieszkańców zniszczeniu uległa m. in. cerkiew w Nowym Lublińcu. Z pożogi ocalał łaskami słynący obraz Matki Boskiej. Wiele świątyń zostało spustoszonych, np. w Nowym Siole koło Cieszanowa, czy Jażowie Starym koło Jaworowa. Podczas owej „ruinacyi wojennej” i „turecczyzny”, jak określano w źródłach najazdy tatarskie, zaginęło również wiele przywilejów, na których opierało się funkcjonowanie parafii ruskich. Takie straty odnotowano w Chotylubiu, Opace, Podemszczyźnie, Żukowie. Niektóre świątynie według lokalnych tradycji zdołały oprzeć się najeźdźcom. Tak miało być w obronnej ze swej natury cerkwi w Radrużu, a także w Płazowie, gdzie mieszkańcy walczyli z Tatarami na „stryszku” miejscowej cerkiewki. Skutecznie oparł się wrogowi monaster w Krechowie, w którym schroniło się wiele okolicznej ludności. Od kuli wystrzelonej z jednaj z armat klasztornych miał ponieść śmierć dowódca tatarski. Groźba zemsty najeźdźców została zażegnana dzięki mediacji sprzymierzonego z Turkami i Tatarami hetmana kozackiego Piotra Doroszenki. Skutecznie oparł się wrogom Jaworów, ale Żółkiew, leżąca bliżej Lwowa została zajęta przez oddziały tureckie, a Tatarzy i Kozacy w dotkliwy sposób spustoszyli okoliczne dobra.
W tym czasie nieliczne oddziały polskie, które unikały starć z wielokrotnie silniejszym wrogiem zbierały się w Krasnymstawie. Dowództwo nad nimi objął hetman Jan Sobieski. Udało mu się skupić przy sobie 3-4 tysiące jazdy i dragonii. Zadaniem tych oddziałów było osłanianie głównego zgrupowania polskiego pod Gołębiem, w widłach Wisły i Wieprza, gdzie w obecności króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego koncentrowało się pospolite ruszenie.
Hetman Sobieski postanowił jednak zaatakować zajętych plądrowaniem Tatarów. Chciał z jednej strony zapobiec większym zniszczeniom kraju, a z drugiej strony dzięki spodziewanemu zwycięstwu nad Ordą Krymską osłabić gorycz porażki Rzeczypospolitej. Sukces polskiej jazdy miał być też ważnym argumentem w toczących się rozmowach pokojowych, a właściwe kapitulacyjnych, które już po pomyślnym zakończeniu wyprawy zakończyły się jednak upokarzającym dla Polski traktatem w Buczaczu (18 października).
Planując wyprawę Sobieski widział swoje atuty w szybkości operacyjnej jazdy i podzieleniu sił tatarskich na kilka ugrupowań rozrzuconych na znacznej przestrzeni na północ i zachód od Lwowa. Dzięki sprawnie przeprowadzonemu uderzeniu mógł skutecznie odciąć Tatarów od sił głównych, rozbijając samodzielnie działające poszczególne tatarskie zgrupowania. Postanowił działać szybko i zdecydowanie, wykorzystując zaskoczenie. Do tego celu użył jedynie jazdy operującej tzw. komunikiem, czyli samymi żołnierzami konnymi bez taboru.
Rozpoczęła się jedna z najbardziej niezwykłych kampanii kawaleryjskich w dziejach oręża polskiego określona jako „wyprawa na czambuły tatarskie”. Jest ona stosunkowo dobrze znana dzięki listom hetmana Sobieskiego do króla Michała i współczesnym relacjom, do których należy: „Dziennik pogromu Tatarów od Krasnobrodu do Kałuszy”, napisany 15 października 1672 roku na potrzeby dworu królewskiego, niewątpliwe z inspiracji i nie bez udziału samego Jana Sobieskiego głównego sprawcy owego tytułowego „pogromu”, a także anonimowy „Dyariusz expedycyi wojska koronnego przeciwko Tatarom grasującym i zagonom powracającym do dnia 4 octobr do 19 tegoż, R. 1672” spisany „z obozu pod Hoszową”, już po zakończeniu działań zbrojnych i zawarciu traktatu pokojowego. Należy żałować, iż nie zachowały listy pisane 8 i 9 października przez hetmana do żony Marii Kazimiery, ukochanej przez niego Marysieńki. Zawierały one szczegółowych relacje o walkach pod Lubaczowem, Niemirowem i Jaworowem. Pisma te zostały przejęte przez wrogie hetmanowi stronnictwo królewskie i niestety zaginęły.
Jako pierwszy cel hetman Sobieski postanowił rozbić czambuł dowodzony przez sołtana Azameta Gereja. Tatarzy po kilku dniach plądrowania wracali już z łupami w stronę Lwowa. Już 5 października siły polskie ruszyły na południe, w kierunku Zamościa. W tym czasie do starcia z Tatarami doszło pod Rawą Ruską. Wysłany tam przez hetmana kilka dni wcześniej podjazd pod dowództwem rotmistrza Atanazego Miączyńskiego rozbił tam jeden z czambułów. Podczas potyczki zginął Zor-Murza, dowódca tatarski. Uwolniono też prowadzony przez Tatarów jasyr. Kilka godzin później, już w nocy z 5 na 6 października, wierni Rzeczypospolitej Kozacy hetmana Michała Chanenki rozproszyli pod Krasnobrodem oddział Tatarów i Kozaków Piotra Doroszenki, uprzedzając tym samym działania jazdy Sobieskiego. Wojska hetmańskie musiały jednak dokończyć rozpoczęte przez Chanenkę dzieło. Rozpoczęło się wyłapywanie Tatarów, którzy schronili się zabudowaniach i w okolicznych lasach. Podczas starć zginął tatarski dowódca, wielu innych dostało się do niewoli.
Po krótkim wypoczynku dalszy kierunek akcji polskiej jazdy wyznaczyły łuny pożarów. Hetman napisał w liście do króla: „Obaczyliśmy od Narola po sam Przemyśl gorejące ognie”, doskonale widoczne ze wzgórz roztoczańskich. Te widoczne oznaki obecności Tatarów na terenie Nadsania potwierdziły podjazdy i zeznania jeńców.
Pod wieczór 6 października, według „Dziennika pogromu Tatarów…”, hetman „sprawiwszy Woysko ruszył pod Narol iuż zapalony, y tam na dwa Zagony uderzył”. Akcję przeprowadził idący w straży przedniej pułk księcia Aleksandra Ostrogskiego pod dowództwem porucznika Krzysztofa Łasko. Zaskoczonych Tatarów całkowicie rozbito. Uciekających przyparto do Tanwi. Tu zostali wycięci lub potopili się w wezbranej po deszczach rzece. Do późnej nocy goniono i wyłapywano niedobitki nieprzyjaciół kryjące się po lasach. W liście z pola bitwy hetman Sobieski donosił królowi Michałowi, iż „żywcem kilkunastu znacznych Murzów wzięto, a dwóch zginęło to jest Baterza i Aizach, Murzowie także znaczni”. Odbity został jasyr: od 2 do 4 tysięcy „Szlachcianek, dzieci y ludu pospolitego”. Odzyskano również zagrabione łupy, w tym stada bydła. Po tym starciu hetman dał wojsku kilkugodzinny spoczynek.
Około północy ruszono w dalszy pochód, kierując się na płonące na południu osady. W liście do króla spod Narola hetman pisał: „Ja sam zaś z wojskiem idę na Lubaczów, gdzie największe ognie widać”. Posiadał informacje o Ordzie powracającej z jasyrem niedaleko Krakowca i tam zamierzał początkowo uderzyć.
O świcie, w piątek 7 października, idąca na czele chorągiew porucznika Romana Linkowicza wzięła do niewoli kilku Tatarów, którzy odłączyli się od kosza i palili wsie. Zapewne niedługo potem ten sam oddział dotarł do płonącego Cieszanowa, gdzie natknął się na plądrujących Tatarów w sile jednego torhaku, tj. drużyny. Nieprzyjaciel został szybko przez ochotników rozproszony i częściowo wzięty do niewoli. Efekt tego starcia opisał hetman w liście do króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego z 8 października; krótka informacja o walce pod Cieszanowem znajduje się także w „Dyariuszu espedycji…”. Te historyczne relacje uzupełniają lokalne przekazy, wedle których w walkach z napastnikami mieli uczestniczyć również mieszkańcy miasteczka, a niektórzy z nich za swoją postawę zostali nawet później nobilitowani. Tatarzy wyparci zostali w kierunku bagien i stawu, gdzie wielu się potopiło. W starciu miał zginać jeden z dostojników tatarskich. Zabitych, zarówno nieprzyjaciół, jak i własnych żołnierzy pochowano w kilku mogiłach.
Od jeńców wziętych przez porucznika Linkowicza w porannych starciach pod Cieszanowem dowiedziano się, że miejscem gdzie miał być założony główny kosz tatarski jest Niemirów, miasteczko położone na wschód od Lubaczowa. Tam też zmierzał główny czambuł Azameta Gereja, który znajdowały się w tym czasie w okolicach Horyńca. Była to bardzo ważna informacja, która doprowadziła do zmiany kierunku dalszego marszu. Spod Cieszanowa, a zapewne jeszcze spod Płazowa oddziały polskie skręciły na południowy-wschód. Posuwając się przez Łówczę i Brusno zmierzały starym traktem w kierunku Horyńca. Jednocześnie wydzieloną część oddziałów skierował Sobieski prosto na południe, w kierunku Lubaczowa, z zadaniem związania walką przechodzącego tamtędy nieprzyjaciela i następnie wspomożenia głównych sił pod Niemirowem. W ten sposób hetman zastosował ulubiony przez siebie manewr oskrzydlający, którego celem było okrążenie i całkowicie zniszczenie wroga, tak by nie dać mu uciec i uwolnić przy tym jasyr.
W kierunku Lubaczowa skierował kolejno dwie chorągwie jazdy, jedną pod dowództwem Stefana Bidzińskiego strażnika koronnego, drugą rotmistrza Stanisława Sariusza Łaźnińskiego. Oddziały te, działające pod Cieszanowem i Lubaczowem, natrafiły na powracające z zachodu czambuły, w których wedle „Dziennika pogromu…”: „znaczną poczyniwszy szkodę, Jasyru po kilkaset odbili, żywcem kilku wzięli”. Były to trudne zmagania, okupione śmiercią dwóch i ranieniem dwóch innych towarzyszy spod chorągwi Łaźnińskiego.
W czasie przedpołudniowych walk w okolicach Lubaczowa główne siły Sobieskiego przechodziły przez Brusno, gdzie natknęły się na „wiele bardzo bydła i dzieci niemało na koczowisku Tatarskim porzuconych”. W oddziałach nieprzyjacielskich wyraźnie dawały o sobie znać oznaki paniki. Pod Horyńcem hetman dogonił Tatarów, niepostrzeżenie obszedł tylną ich straż i w okolicy Radruża znalazł się blisko idącej na Niemirów głównej kolumny tatarskiej. Tutaj, „będąc wiadom szlaków y częstych przepraw” - jak pisał w relacji do króla, rozpoczął uderzenie na Tatarów. W celu oskrzydlenia wroga wysłał w kierunku Niemirowa wzmocniony oddział porucznika Romana Linkowicza, który niepostrzeżenie ominął lasami główne siły Azameta Gereja i zaatakował jego czoło od wschodu. W tym samym czasie od północy i zachodu do walki włączyły się inne polskie chorągwie, także te powracające spod Lubaczowa.
Rozgorzała bitwa, która wkrótce przerodziła się w mniejsze potyczki, a na koniec w bezwładną ucieczkę Tatarów w różnych kierunkach, także w tył, do Lubaczowa. Przy stosunkowo niewielkich stratach własnych rozbito główne siły czambułu. Według „Dziennika pogromu…”: „Zginęło 6 albo 7 Murzów znacznych, a inszych trupem kilka ślaków na dwie mile znaczne zostały. Wzięty Tuchay Murza żywcem, a inszych kilkadziesiąt. Dzieci, białychgłów, y inszego ludu szlacheckiego y pospolitego na dwanaście tysięcy odbito”. Żołnierzom dostały się bogate łupy. Sam dowódca tatarski z kilkudziesięcioma ludźmi zdołał uciec. W walce wyróżnili się m. in. dowódcy związani z okolicami Lubaczowa: Mikołaj Hieronim Sieniawski ówczesny chorąży wielki koronny, późniejszy hetman polny koronny, właściciel Oleszyc, a także rotmistrz Andrzej Modrzewski z Wielkich Oczu, później podskarbi nadworny koronny, poległy pod Wiedniem.
Następnego dnia, w sobotę 8 października, żołnierze zbierali uwolnione z jasyru dzieci, które odesłano do pobliskiego monasteru, być może w Szczepłotach koło Hruszowa. W tym czasie komendant zamku w Jaworowie na czele swej załogi rozbił niedobitki tatarskie, uwalniając resztę jeńców. Klęska czambułu Azameta Gereja była zupełna.
Noc z 8 na 9 października spędził hetman w Kochanówce, niedaleko Jaworowa, a następnie jeszcze przez kilka dni prowadził dalej wyprawę, rozbijając Tatarów już w ziemi halickiej, kolejno pod Komarnem i Petranką.
Bitwa pod Niemirowem była pierwszym, dużym zwycięstwem w ciągu całego pełnego trudów i poświęcenia rajdu polskiej jazdy. Główne walki rozegrały się na trakcie między Radrużem a Niemirowem. Mniejsze starcia objęły jednak niemal wszystkie okoliczne miejscowości. Walki z Tatarami na początku października 1672 roku, czy w poprzednich latach, silnie odcisnęły się w lokalnej tradycji. Śladami po tych zmaganiach były, zachowane jeszcze w niektórych osadach do dziś kamienne krzyże zwane „Turkami” (Basznia Dolna, Huta Stara, Lisie Jamy, Lubaczów, Krowica, Podemszczyzna, Radruż). W miejscu uwolnienia jasyru wdzięczna ludność stawiała kapliczki (Brusno Nowe, Nowiny Horynieckie). Jeszcze długo przekazywane były z pokolenia na pokolenie opowieści o walkach z otoczonymi złowrogą legendą Tatarami (Borowa Góra, Młodów, Radruż, Sieniawka). W Cieszanowie i Niemirowie (1883r.), a później także w Narolu (1972r.) ufundowane zostały pomniki poświęcone Janowi III Sobieskiemu, pogromcy Półksiężyca.
© 2011 UG Lubaczów | Kontakt | Projekt był współfinansowany w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP w 2011 r. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. | realizacja: tio interactive |